środa-popielcowa

Głupie postanowienia wielkopostne

No i mamy…kolejny Wielki Post. Tak, dla większości po prostu kolejny i kolejny, który nic nie zmieni. Może przy okazji Środy Popielcowej co gorliwsi poszli posypać głowy popiołem, tzn. wykonać ten właściwie nie wiadomo co dzisiaj znaczący gest, a potem targnęli się na jakieś heroiczne postanowienie typu – „nie będę jadł słodyczy”. Od tego dnia wszystkie otrzymane słodycze będą trafiać do szuflady, pudełka lub będą skrzętnie chowane w innym osobliwym miejscu. Trudno! Trzeba zacisnąć zęby i odmówić sobie cukierka przez 6 tygodni. A siódmego tygodnia – wiadomo, wszyscy będziemy leżeli ledwo żywi… z przejedzenia.

Pytam grzecznie – jaki sens mają takie głupie postanowienia? Co Bogu, ba co Tobie z tego, że przez 6 tygodni nie będziesz jeść słodyczy, skoro w 7 napchasz się jak faszerowane prosię? Z „pseudo cnoty” polecisz prosto na pysk w grzech obżarstwa… To już lepiej, żebyś jadł te cukierki jak jadłeś.

Bóg niczego nie potrzebuje, post jest dla nas

Co Bogu, czy ludziom po naszym „odbieraniu sobie” jeśli nie dzielimy się tym z innym? Czy nie taki jest sens postu jakiego oczekuje od nas Bóg?

Nasze infantylne postanowienie wielkopostne może jeszcze dałoby się obronić, gdybyśmy np. wszystkie słodycze jakie „uzbieramy” w czasie postu dali tym, których na nie nie stać (choć podejrzewam, że oni akurat mają dużo poważniejsze potrzeby). Albo gdybyśmy pieniądze, które normalnie wydalibyśmy na słodycze, przekazali biednym.

Post, to dostrzeżenie brata w potrzebie

W ascezie wielkopostnej nie chodzi o to, żeby się ćwiczyć jak atleta, zacisnąć zęby i próbować przetrwać, ale o to żeby otworzyć oczy na tych, których cały rok nie dostrzegasz i z nimi się podzielić, nawet jeśli miałoby to być „twoim kosztem”.

Czy ten Wielki Post się uda, czy jest w stanie coś zmienić? Jeśli pytasz mnie o zdanie, odpowiedź brzmi: nie. Z całą pewnością nie, jeśli nie będzie nas stać na to, żeby wykrzesać z siebie coś więcej niż durne postanowienia.